sobota, 19 stycznia 2019

37. Pożgnanie Prezydenta Gdańska

Od tygodnia nie można uwierzyć w to co się stało . Moment światełka do nieba  WOŚP ….
moment , który zakończył życie jednego człowieka odebrane przez drugiego człowieka . Przez tydzień chłonęłam wszystkie widomości , które przybliżyły postać tego Człowieka - Wielkiego Człowieka przez duże C. Dzisiaj , tak jak i przez cały tydzień trudno mi czasami było  powstrzymać łzy.
Choć to drugi koniec Polski ,czuję się  prawie tak jak gdańszczanie . Moje miasto też.... Nic nie będzie już takie samo . Ani Gdańsk....ani moje miasto  ,  ani WOŚP. 
Może w końcu wszystko będzie lepsze …? 

Ja już od dawna wiem , jakie życie jest kruche..... Kiedy jest się bardzo młodym wcale się tak nie myśli. Dlatego dzisiaj staram się żyć tak jakby  ten dzień miałby być moim ostatnim.
Zrobiłam porządki w sferze prawnej i finansowej - tak, aby nikt nie miał problemu. 

Tak sobie dzisiaj pomyślałam.....
Postaram się tak żyć , aby jeszcze zaczerpnąć  odrobinę radości  z tego co jeszcze mi zostało. 
Postaram się odpuścić samej sobie , nie katować się  już , nie rozdrapywać ciągle ran - ale je zabliźniać i leczyć. 
Postaram się być  jeszcze lepszą dla siebie i  dla innych . 

Podobno każdy jest tyle wart - ile się o nim pamięta. 
Coś w tym jest.... 

sobota, 5 stycznia 2019

36. Spokojny początek.

Nastał kolejny Nowy Rok.
Zaczęty w gronie rodzinnym ,  to był spokojny i radosny początek.
Nie mam żadnych  postanowień noworocznych -biorę to co los przyniesie.
Nie mam żadnych oczekiwań , ani marzeń - niczego przecież nie muszę.

Dzisiaj od samego rana pięknie sypał śnieg. Zima w końcu....
Od rana nie wychodziłam nawet z domu. Wszystko co potrzebne mam , a w taką pogodę pójście na cmentarz niestety muszę sobie odpuścić Postanowiłam więc zabrać się za coś pożytecznego .

Rozłożyłam maszynę do szycia i do 16 - tej  tworzyłam.....
Zawsze to lubiłam , a od czasu kiedy kupiłam  porządną maszynę szycie naprawdę daje mi dużo radości : )
Już jako kilkuletnie dziecko miałam jako jedyna w rodzinie  pociąg do szycia . Szyłam lalkom ubranka , sukienki i inne , a nawet płaszcze obszywane futerkiem ( !) .
Jednocześnie patrzyłam z uwielbieniem na moją Babcię , która dziergała na drutach . Kiedy znalazłam  gdzieś u ojca  długie gwoździe próbowałam ją naśladować . Wtedy chyba Babcia dostrzegła mój potencjał i nauczyła mnie tego fachu na   prawdziwych drutach skarpetkowych  !
Będąc jeszcze w podstawówce dziergałam sobie bluzki i swetry , a chyba gdzieś w okolicy szóstej klasy nadarzyła się okazja - a wtedy niczego w sklepach nie było - dostałam od ojca najprawdziwszą maszynę do szycia  Łucznik 466 ! Ba ! z obudową szafkową na połysk wysoki : )))  Do dzisiaj ją wspominam.
Szyłam wszystko i wszystkim : ) Maszyna też : )  Nie miało znaczenia czy to firanka czy skóra z kożuchem włącznie . Kiedy urodziłam córkę miała sukieneczki i wszystko inne co tylko potrafiłam uszyć - bo  w sklepach niczego nie było. Wtedy poszłam nawet na kurs szycia . Doszłam jednak do wnioski ,że sama więcej potrafię .
Pamiętam rzeczy które szyłam , głównie sobie i siostrze , sukienki , garsonki czy spódnice... Wspominam je z rozrzewnieniem :)
Kiedy w sklepach zaczęło się pojawiać wszystko , nie było już takiej potrzeby . Szyłam tylko co to było akurat bardzo potrzebne , coś naprawić , skrócić  i takie tam. Potem maszyna  się zepsuła , miałam inną od koleżanki , ale to już nie to ….
Kiedy pogoniłam Strusia kupiłam swoją  "fruzię" , choć nie była tania to jest moją największa miłością :))) Nie żadną  taką z marketu , tylko od  profesjonalnego dystrybutora.
Do drutów wróciłam też po długich  latach . Jeszcze za czasów Strusia , głównie wtedy kiedy ciągle na niego czekałam..... Dziergam - bo lubię , bo to kocham ! Jakiś sweterek  choćby tylko do założenia w domu - ale daje mi radość tworzenia . Często je zabierała mi moja córka . Przychodziła przymierzała i już był … jej  : )
Zawsze ubolewałam nad tym ,że nie przejęła moich zdolności artystycznych , a potem byłam najszczęśliwsza na świecie , kiedy spod jej rąk wychodziła cudowna biżuteria . Myślałam sobie wtedy - a jednak !  Czasami wyciągam te cuda i przyglądam się z podziwem na te np. mikroskopijne koraliczki złożone w cudowny naszyjnik czy bransoletkę.
Każdy powinien mieć jakąś pasję , jakieś hobby . Taka była i  jest moja pasja .
To coś co daje mi radość , spokój , poczucie , że coś robię , dla kogoś czy dla siebie.
Dzisiaj to siostrzenice zapewniają mi to poczucie w punkcie - "dla kogoś"  .
- Ciociu , uszyjesz nam fartuszki  z tego materiału  od Babci ? 
- Ciociu , kupiłyśmy sobie spodenki , ale tutaj są  jakby trochę za  duże.... ?
- Ciociu... uszyjesz nam firanki / obrus / poduszeczki..... ??? 
- Ciociu , a z tego to uszyjesz nam siateczki na zakupy  ?
I takie tam trylion pomysłów : )
No więc szyję , szyję  :)