czwartek, 26 grudnia 2019

40. Właśnie mijają święta...

Właśnie kończą się święta . Wróciłam do domu i jestem szczęśliwa , że mam ten swój "kawałek podłogi".  Choć  spędziłam je u siostry z jej rodziną  w cudownej atmosferze - to jednak dobrze jest wrócić do swojego domu.
Długo nie pisałam....ale  wspominałam o wszystkim poprzednio .
Bo w  tym roku  wiele się wydarzyło. Jakoś nie mogę narzekać na zbytnią nudę...
W mojej pracy już na wiosnę zaczęło się źle dziać. Potem ruszyła lawina . Całe lato była niepewność i strach i pytanie co dalej ? Przez te  kilka miesięcy mieszkała  też u mnie siostra ze szwagrem bo robili gruntowny remont. Taki z wyburzaniem ścian itp., itd...  Z jednej strony byłam bardzo zadowolona , bo było naprawdę fajnie , ale  zawirowania w pracy , cały stres i zmęczenie sprawiły , że pod koniec marzyła mi się już moja samotność. Kiedy oni się wyprowadzili ja rozpoczęłam swój remont , choć doprawdy na małą skalę : ) .  W międzyczasie w pracy  ruszyła procedura upadłości....  Doprawdy , jak w kiepskiej komedii !  Po trzech dniach … syndyk zrezygnował . Czas w takich sytuacjach robi swoje. No długo by opisywać . Nastał kolejny syndyk , a z nim kolejna procedura zgoła inna od pierwszej …. W rezultacie  i tak wyszło nieźle , jest nam winien pieniądze , ale jest to tylko część jednego wynagrodzenia - może kiedyś odda.... Zostaliśmy wydzierżawieni . Na rok.
No i tutaj jest sedno . To co dzieje się codziennie  jest  dla nas jakby niewyobrażalne. No cóż. To akurat jest nie do publikacji z wielu powodów.
W maju mija mi 35 lat pracy. Teraz już wiem , że dotrwam , a później ...no cóż... ile się da , a jak nie da , to jak mnie zwolnią mam przynajmniej szanse na zasiłek przedemerytalny. Odkładam każdy grosz , mam jakiś plan B i tyle.
Poza tym w moim życiu niewiele się dzieje.
Staram się ograniczać mój kontakt z Jotką , Pisałam , że była latem , widziałyśmy się. Było miło.
Jednak domyślam się, że utrzymuje dość bliskie  kontakt ze Strusiową flamą - B. Czasami nie da się czegoś pominąć w rozmowie , albo niechcący  sama coś powie .  Niczego nie żałuję , bo mam spokojne życie , ale chwilami wydaje mi się, że to ja jestem winna , że może za mało z siebie dawałam , że czegoś zaniedbałam , zaniechałam...  Ona taka na każde zawołanie , myje okna jego rodzicom ,ciągle coś piecze ,gotuje , zaprasza....Taka zaradna , że hej ! No nie powiem ,  imponujące.
Latem pojechali nad morze , sami .  Strusiowa córka już nie przyjeżdża ani na ferie , ani na wakacje . Ponoć nie chce.  Po trzech dniach musieli wracać bo umarł ojciec B.
Struś ponoć na pogrzebie siedział przy swoich rodzicach , pewnie ze strachu , bo były mąż B. też tam był.  No tak to jest . Zamiast przy niej , gdzieś ukradkiem.
Kiedy córka B. wychodziła za mąż mamusia zrobiła w domu piekło , oznajmiając światu i wszem dookoła miesiąc przed weselem , że ma kochanka.  Druga córka się zaręczyła . Ciekawe jaką rolę będzie pełnił  na tym weselu Struś ….. Bliskie spotkanie z byłym B . ?
Te opowieści Jotki burzą czasami mój spokój .
Nie chcę o tym co było  myśleć , nie dociekam , nie chcę czasami czuć tego co czuję .
Ale się nie da  . Dlatego właśnie ograniczam coraz bardziej moje kontakty z Jotką. Mam wrażenie , że ona się domyśla , ale chyba inaczej to interpretuje . Zbieram się do tego  , żeby jej to wyjaśnić , choć to będzie trudne.
Nie mam więc zbytnio o czym pisać . Sama nie wiem czy moje życie jest coś warte.
Ta pustka we mnie  od lat jest niewypełniona . I już nigdy nie będzie.
Tak sobie więc żyję z dnia na dzień....

piątek, 20 września 2019

39.Wracam do własnego życia

Minęło sporo czasu od ostatniego wpisu.
Wiele się wydarzyło . Pewnie wyleję z siebie te kilka miesięcy , ale jeszcze nie teraz.

W moim życiu ciągle jest pustka i nic tego nie zmieni , ale wiem , że kocham tą moją samotnię.
Było mi jej brak.

Zawirowania w domu - siostra z szwagrem mieszkali u mnie  prawie cztery miesiące bo robi totalny remont , potem robiłam ja , taki delikatny... W pracy  zawirowania , że nawet nie chce się gadać.
W międzyczasie wizyta Jotki....

Jestem znowu zmęczona  całym tym życiem.....

No ale jak to mawia młodzież jeszcze jakoś "ogarniam".

środa, 13 lutego 2019

38. Złote myśli od sasa do lasa.....

Nic się w moim życiu nie dzieje , Ale to mnie akurat  cieszy. W moim życiu już tyle się działo ,że wystarczy. Obdarowałabym tymi doświadczeniami  kila osób .

Do emerytury jeszcze ładnych parę lat , ale już bliżej - niż dalej.  Mam nadzieję ,że jej doczekam .Zapracowałam sobie już na nią . Kiedyś mówiłam ,że jeszcze muszę pracować dłużej niż żyję ,  teraz  myślę sobie -  żeby tylko dożyć  ! Ale pracować muszę , choć mi się doprawdy nie chce.

Ostatnio obserwuję z zainteresowaniem świat.  Jadąc autobusem w niedzielny poranek do siostry , a jadę z jednego końca miasta na drugi ,   na przystanku , w  powiedzmy smutnej dzielnicy , wsiadła mała - może 7-8 letnia dziewczynka. Sama ! Miała ze sobą siatkę , zachowywała się bardzo rezolutnie , wysiadła też w innej smutnej dzielnicy.  Zderzenie jej rezolutności , urody i pięknej czerwonej kurtki z ponurością tych dzielnic wywarło na mnie ogromne wrażenie.

Ponieważ niedaleko mojego miasta jest miejscowość gdzie pewien zakład produkuje bardzo markowe buty i czasami są tzw. kiermasze znowu się wybrałyśmy z siostrą  dziewczynami.
Jak zwykle kupiłam kolejne dwie pary. Jak to mawia moja Jotka - "no żal było nie wziąć  !". Jedna trzecia ceny to naprawdę okazja . Dwie pary czarnych , skórzanych czółenek na słupku naprawdę się przydają. Tylko poprzednim razem zaszalałam z czarno czerwonymi z kolekcji Ewy Minge . Teraz starałam się być rozsądna.....

Pogoda nie potrafi się zdecydować - czy jest zimą , czy jesienią , a w niektórych godzinach nawet wiosną .  Jednak tak naprawdę jest zimą  , bo zaliczyłam upadek , na szczęście tylko na kolana !
Nic mi się nie stało , zima zaliczona. Kropka.

Jutro Walentynki . Nie ma nikogo , z kim mogłabym świętować. Ponieważ jest jak jest , a ja kocham samą siebie zrobiłam sobie sama prezent . Buty to rzecz praktyczna i niezbędna , więc się nie liczy.
Już dawno przymierzałam się do tego pomysłu , ale  teraz w Sephorze jest promocja , więc skorzystałam i kupiłam sobie perfumy .  Na półce mam ich sporo, takich tam  z klasy średniej  , ale odrobina luksusu mi się marzyła.  W zasadzie przecież mogę uznać , że kupił mi je … Stefan  : ))))






sobota, 19 stycznia 2019

37. Pożgnanie Prezydenta Gdańska

Od tygodnia nie można uwierzyć w to co się stało . Moment światełka do nieba  WOŚP ….
moment , który zakończył życie jednego człowieka odebrane przez drugiego człowieka . Przez tydzień chłonęłam wszystkie widomości , które przybliżyły postać tego Człowieka - Wielkiego Człowieka przez duże C. Dzisiaj , tak jak i przez cały tydzień trudno mi czasami było  powstrzymać łzy.
Choć to drugi koniec Polski ,czuję się  prawie tak jak gdańszczanie . Moje miasto też.... Nic nie będzie już takie samo . Ani Gdańsk....ani moje miasto  ,  ani WOŚP. 
Może w końcu wszystko będzie lepsze …? 

Ja już od dawna wiem , jakie życie jest kruche..... Kiedy jest się bardzo młodym wcale się tak nie myśli. Dlatego dzisiaj staram się żyć tak jakby  ten dzień miałby być moim ostatnim.
Zrobiłam porządki w sferze prawnej i finansowej - tak, aby nikt nie miał problemu. 

Tak sobie dzisiaj pomyślałam.....
Postaram się tak żyć , aby jeszcze zaczerpnąć  odrobinę radości  z tego co jeszcze mi zostało. 
Postaram się odpuścić samej sobie , nie katować się  już , nie rozdrapywać ciągle ran - ale je zabliźniać i leczyć. 
Postaram się być  jeszcze lepszą dla siebie i  dla innych . 

Podobno każdy jest tyle wart - ile się o nim pamięta. 
Coś w tym jest.... 

sobota, 5 stycznia 2019

36. Spokojny początek.

Nastał kolejny Nowy Rok.
Zaczęty w gronie rodzinnym ,  to był spokojny i radosny początek.
Nie mam żadnych  postanowień noworocznych -biorę to co los przyniesie.
Nie mam żadnych oczekiwań , ani marzeń - niczego przecież nie muszę.

Dzisiaj od samego rana pięknie sypał śnieg. Zima w końcu....
Od rana nie wychodziłam nawet z domu. Wszystko co potrzebne mam , a w taką pogodę pójście na cmentarz niestety muszę sobie odpuścić Postanowiłam więc zabrać się za coś pożytecznego .

Rozłożyłam maszynę do szycia i do 16 - tej  tworzyłam.....
Zawsze to lubiłam , a od czasu kiedy kupiłam  porządną maszynę szycie naprawdę daje mi dużo radości : )
Już jako kilkuletnie dziecko miałam jako jedyna w rodzinie  pociąg do szycia . Szyłam lalkom ubranka , sukienki i inne , a nawet płaszcze obszywane futerkiem ( !) .
Jednocześnie patrzyłam z uwielbieniem na moją Babcię , która dziergała na drutach . Kiedy znalazłam  gdzieś u ojca  długie gwoździe próbowałam ją naśladować . Wtedy chyba Babcia dostrzegła mój potencjał i nauczyła mnie tego fachu na   prawdziwych drutach skarpetkowych  !
Będąc jeszcze w podstawówce dziergałam sobie bluzki i swetry , a chyba gdzieś w okolicy szóstej klasy nadarzyła się okazja - a wtedy niczego w sklepach nie było - dostałam od ojca najprawdziwszą maszynę do szycia  Łucznik 466 ! Ba ! z obudową szafkową na połysk wysoki : )))  Do dzisiaj ją wspominam.
Szyłam wszystko i wszystkim : ) Maszyna też : )  Nie miało znaczenia czy to firanka czy skóra z kożuchem włącznie . Kiedy urodziłam córkę miała sukieneczki i wszystko inne co tylko potrafiłam uszyć - bo  w sklepach niczego nie było. Wtedy poszłam nawet na kurs szycia . Doszłam jednak do wnioski ,że sama więcej potrafię .
Pamiętam rzeczy które szyłam , głównie sobie i siostrze , sukienki , garsonki czy spódnice... Wspominam je z rozrzewnieniem :)
Kiedy w sklepach zaczęło się pojawiać wszystko , nie było już takiej potrzeby . Szyłam tylko co to było akurat bardzo potrzebne , coś naprawić , skrócić  i takie tam. Potem maszyna  się zepsuła , miałam inną od koleżanki , ale to już nie to ….
Kiedy pogoniłam Strusia kupiłam swoją  "fruzię" , choć nie była tania to jest moją największa miłością :))) Nie żadną  taką z marketu , tylko od  profesjonalnego dystrybutora.
Do drutów wróciłam też po długich  latach . Jeszcze za czasów Strusia , głównie wtedy kiedy ciągle na niego czekałam..... Dziergam - bo lubię , bo to kocham ! Jakiś sweterek  choćby tylko do założenia w domu - ale daje mi radość tworzenia . Często je zabierała mi moja córka . Przychodziła przymierzała i już był … jej  : )
Zawsze ubolewałam nad tym ,że nie przejęła moich zdolności artystycznych , a potem byłam najszczęśliwsza na świecie , kiedy spod jej rąk wychodziła cudowna biżuteria . Myślałam sobie wtedy - a jednak !  Czasami wyciągam te cuda i przyglądam się z podziwem na te np. mikroskopijne koraliczki złożone w cudowny naszyjnik czy bransoletkę.
Każdy powinien mieć jakąś pasję , jakieś hobby . Taka była i  jest moja pasja .
To coś co daje mi radość , spokój , poczucie , że coś robię , dla kogoś czy dla siebie.
Dzisiaj to siostrzenice zapewniają mi to poczucie w punkcie - "dla kogoś"  .
- Ciociu , uszyjesz nam fartuszki  z tego materiału  od Babci ? 
- Ciociu , kupiłyśmy sobie spodenki , ale tutaj są  jakby trochę za  duże.... ?
- Ciociu... uszyjesz nam firanki / obrus / poduszeczki..... ??? 
- Ciociu , a z tego to uszyjesz nam siateczki na zakupy  ?
I takie tam trylion pomysłów : )
No więc szyję , szyję  :)