sobota, 24 lutego 2018

12. Kiedyś przecież będzie lepiej !

Często w życiu myślałam , że przecież nie może być ciągle tylko źle - kiedyś i to "źle" musi minąć.
Jak widać w życiu  jedno mija , a inne przychodzi. Ale pomiędzy "źle" a kolejnym "źle"  bywało parę minut tego "lepiej".
Ciągle czekam jednak  na to "bardzo dobrze". Może kiedyś ? Któż to wie....

Na razie próbuję się tutaj odnaleźć , zmieniłam kolor na jaśniejszy , radośniejszy.
Bo teraz już może być tylko lepiej !

Serdecznie się uśmiałam z komentarza znajomej - jesteś sterem , żeglarzem i ... śrubokrętem  :)))
Oj tak !  Dużo potrafię sama zdziałać , przez wiele lat musiałam się nauczyć.
Uczę się do dziś nawet : )
I zaraz skojarzyło mi się to z historią tego tygodnia.

Kilka lat temu zepsuła mi się lodówko-zamrażarka .Koszt naprawy zbyt wysoki  , lepiej było kupić nową.  Oczywiście Struś miał aspiracje wysokie . Umowa była taka , że to , co dotyczy wyposażenia stałego jest moje , więc  płacę  sobie sama i jest moje.  Upatrzyliśmy sprzęt , cena , ze hohoho....
No ale trudno , lodówko-zamrażarka śliczna , pasuje i w ogóle !
Kupić jednak ten akurat model  nie tak się tak łatwo . Akurat otwierali nowy sklep. Jest jest jest !  Cóż za szczęście !
Wszystkie bajery , inox , no frost , no cudeńko. 
Działa super do dziś i mało tego , naprawdę dobrze wygląda. Do tego nadal  jest moja.

Po pół roku  na panelu wyświetlacza  pojawił się mały znaczek , a lodówka zaczęła piszczeć....
Instrukcja obsługi...Aaaa ! to filtr . Ok wymieniliśmy , ale  jakoś przycisk wyłączenia kontrolki nie wyłącza... Telefon do serwisu w fabryce . Miła Pani poinstruowała  co i jak.
I nic..... ! Po iluś próbach i kombinacjach  ...i ponad  dwóch dniach zmagań ...sukces ! I upragniona cisza  : )
Minęło pół roku....
Poprzednia kombinacja... i nic....! Może jak agregat się wyłączy ?...nic ... a może jak się włączy.... ?może z prądu.....?  nic....a może....a może....
Po jakiś dwóch dniach kombinowania ... sukces !  Oooo ! to na pewno trzeba tak i tak....!   Ufff.. pół roku spokoju.
Po pół roku okazuje się , że ta kombinacja to jest do kitu..... Kolejne kombinowanie.... Po jakiś dwóch dniach kombinowania ... sukces !  I cisza : )
No i jestem  tak po ładnych kilku latach takich kombinacji , za każdym razem okazujących się przy kolejnym razie do ... no wiecie  : )
W tym tygodniu jak policzyłam przebrnęłam przez chyba 17-tą kombinację., włączyła się z wieczora , a jakże i były  trzy noce piszczenia....Do skutku .  Sukces ! Mam pół roku ciszy  :) A ona znowu przewagę.....:)))

I już wiem dlaczego ją nazwali "Szósty zmysł"  !!!











wtorek, 20 lutego 2018

11. Podsumowanie - część ostatnia -2017 rok aż do dziś .

2017 rok  rozpoczął się spokojnie. na chwilę oczywiście.  Kiedy już powoli ochłonęłam z tego co się wydarzyło , życie jakby tylko czekało za rogiem...
Mama .... Chciałam jej uchylić nieba !  Przeżyła przecież  śmierć ukochanej wnuczki , no  i  moje rozstanie , a to wszystko ją  przygnębiło i rozsypało.
Powoli zaczęły pojawiać się symptomy choroby , która dotyka tak wielu ludzi w tym wieku. Alzheimer... Od lipca wymagała już stałej opieki i z siostrą znowu dzieliłyśmy się dyżurami i opieką nad nią.
2 września odeszła.
Była najlepszą matką na świecie....
Choć jej losy od dziecka były tragiczne , nigdy  w życiu na nic i na nikogo się nie skarżyła.
Trudno mi było znowu się pozbierać.

Mam tylko siostrę i jej rodzinę. Gdyby nie oni to nie wiem co by było.

Ale to już koniec smutków !
Mam pracę , mam siostrę , mam mieszkanie i święty spokój.
Wiem już , że nie chcę nikogo - żadnego faceta - w moim życiu.
Mogłabym - gdybym chciała .
Nie ! Nie chcę.

Robię to co chcę , kupuję co chcę i sama  o sobie decyduję.
Mam wielkie plany na wakacje i ciągle mam nadzieję na kolejne "jutro".
Chcę pisać choćby o nieciekawym życiu. Pisać jednak będę.
Myślałam , że  nie umiem ! A jednak fajnie było czytając  swojego bloga  , czytać go,  jak ciekawą książkę .
Chciałabym kiedyś tak przeczytać i  tego , którego zaczynam przecież pisać : )

niedziela, 18 lutego 2018

10. Podsumowanie - część ósma - 2016 rok



Przez jakiś czas było mi smutno , trudno i ciężko. Najgorzej było powiedzieć Mamie. Bardzo go lubiła ,cieszyła się kiedyś , że  jakoś poukładałam sobie życie... Po śmierci Młodej moja Mama zaczęła gasnąć . Wiem , że martwiła się też o mnie  i teraz też ją to dobiło.... 
Skupiłam się na niej , jakoś układałyśmy to życie razem... Po śmierci córki  przez kilka miesięcy wracałam do domu z pracy , siadałam w pokoju , włączałam tv żeby  coś grało i migało przed oczami . Nie umiałam myśleć. Nie potrafiłam nic zrobić , najprostsza rzecz była nie lada  wysiłkiem. Do tego  kolor czarny  jest  taki depresyjny , ale w zasadzie  był  wybawieniem. Nikt niczego nie miał prawa ode mnie chcieć. Jakieś sprzątanie ? pranie ? prasowanie ? Ja ?   Jakieś Święta  ?  Zorganizowała je dla wszystkich moja  siostra . Trzymałam się dzielnie , modlitwa , opłatek.... 
Dopiero kiedy usiadłam przy stole i spojrzałam na biały obrus  rozkleiłam się jak nigdy  w życiu. 
Trwałam jakby  w zawieszeniu, jakby  to wszystko co się wydarzyło było złym snem , a ja byłam jakby obok , jakbym oglądała własne  życie z lotu ptaka....
Wszystkie inne problemy zostały chwilowo zawieszone. Niby byliśmy dalej razem. 
2016 rok już od samego początku objawił się informacją , że Chuda dostała rozwód. Z orzeczeniem o jej winie -  marne pocieszenie.  
Właściwie to nawet nie chciało mi się niczego "ruszać" , raczej po prostu czekałam na koniec ze strony Strusia. Chciałam żeby jak prawdziwy facet podjął tą w końcu męską decyzję. 
Ale gdzie tam ! 
Pamiętna data 7 marca ,kiedy  przyśniła i mi się Młoda i  w tym śnie  jakby dała mi sygnał - zrób coś z tym ! Gdyby nie ten sen  pewnie trwałabym w swoim transie dalej. To dzięki niej odważyłam się zrobić ten krok i „mleko się wylało”….
Domyśliłam się , że Dzień Kobiet to taki ważny powód żeby hołubić Chudą , ale nie  konkretnie 8 marca,  bo to bardzo by było  widoczne , więc spotka się z nią  w innym terminie. Może dzień przed albo po.  Skoro miałam ten sen byłam pewna , że to ten dzień.
Pojechałam do mieszkania jego siostry. Bingo . Jego samochód , obok zaparkowany jej samochód. W oknach paliło się światło. Zapukałam…. Zdzwoniłam…Dzwoniłam dłuuuugo…..
I popłoch !  Kiedy się zorientowali , że to ja  zgasili światło i udawali że ich nie ma !  Jak małe dzieci przyłapani na gorącym uczynku.
Siedziałam  tam 4 godziny , na schodach klatki… Uprzejmie wysłałam kilka sms-ów , że tylko powiem da zdania i sobie pójdę , ale nie odpowiedział.
Miałam już dość  więc  wysłałam kolejnego , że powiadomię jego rodziców. Cisza.
Zadzwoniłam , opowiedziałam jego ojcu o zaistniałej sytuacji , powiedziałam , że to koniec. Podziękowałam za kilka lat dobrego przyjęcia mnie i wszystko inne.
Kiedy wracam do domu  zobaczyłam jego samochód zmierzający w kierunku domu, a kiedy weszłam on już był.  Nie było miło...
Tak bardzo  bałam się jak to będzie samej….
To było trudne i długie w czasie rozstanie .
Przez moment chyba byłam w stanie znowu uwierzyć i wybaczyć…
Ale szybko wróciłam na ziemię – wystarczyło kolejne drobne kłamstwo.
Myślałam , że przynajmniej stać go na rozstanie z klasą.  Naiwna….
Pomogłam  wybrać mieszkanie , czekałam aż załatwi formalności kredytowe , potem załatwi remont , w międzyczasie złamałam paskudnie rękę…Myślałam  że przynajmniej coś mi pomoże - ale się pomyliłam !  Potem były wakacje , nie miał gdzie zabrać na dwa tygodnie córkę , więc się zgodziłam…no ok….szkoda mi było dziecka.
Sama postanowiłam zrobić remont , zmienić meble , zacząć swoje życie w domu , który jak najmniej będzie przypominał o tym co było.  Poinformowałam  o swoich planach i terminach.
Niestety Struś myślał , że będzie sobie wił gniazdko dla siebie i  Chudej ,a u mnie mieszkał , miał wikt i opierunek – i jeszcze czas na randki !
Najpierw uprzedzałam , żeby po kolei zabierał swoje rzeczy – ale „nie miał czasu”. Potem ostrzegałam  że pakuję to czy tamto , żeby sobie zajrzał i wyjął co potrzebuje – bez echa. Potem sama zorganizowałam kartony wystawiałam do przedpokoju . W końcu zaczął powoli zabierać , a ja przyspieszałam tempo ! Uprałam , uprasowałam i spakowałam jeszcze wszystkie ciuchy. Resztę już wrzucałam do kartonów i walizek nie patrząc na nic. Skoro jemu nie zależało to i ja nie poczuwałam się do niczego.
Ostrzegałam , że wywożę wszystkie swoje meble . Ostatnią noc spędził w pustym pokoju śpiąc na podłodze : )  Przecież miał możliwość spać u rodziców ! No niestety mieszkanie siostry znowu zajęła siostrzenica. 
Wszystko inne co było jego wylądowało w piwnicy.
Jestem z siebie dumna , że dałam radę i  4 sierpnia zamknęłam ten etap mojego życia.
Odebrałam klucze do mojego mieszkania , zostały mu tylko klucze do piwnicy.  
Zrobiłam remont i jakoś się pozbierałam.
Została zawalona piwnica , z którą też nic się nie działo . Wysłałam w końcu sms-a z terminem do 20 października. Odpisał , że do tego czasu opróżni ją.
No i znowu niestety. Więc zmieniłam zamki. Pod koniec listopada miał niespodziankę , bo  potrzebował coś do samochodu , a tu klucze nie pasują . No była granda , ale postawiłam na swoim i w ciągu najbliższej soboty zniknęło wszystko !
Patrzyłam tylko jak przyjeżdża pusto i odjeżdża załadowany , i tak kilka razy.

Przez jakiś czas było mi smutno , trudno i ciężko. Najgorzej było powiedzieć Mamie. Bardzo go lubiła ,cieszyła się kiedyś , że  jakoś poukładałam sobie życie... Po śmierci Młodej moja Mama zaczęła gasnąć . Wiem , że martwiła się też o mnie  i teraz też ją to dobiło.... 
Skupiłam się na niej , jakoś układałyśmy to życie razem... 

sobota, 17 lutego 2018

9. Podsumowanie - część siódma - 2015 rok


2015 rok rozpoczął się wylądowaniem Młodej na koniec stycznia w  szpitalu , w stanie głębokiej śpiączki cukrzycowej… Rozpoczęła się  wtedy walka o jej życie…

Trylion innych problemów zdrowotnych  poza tym zabierał  wszystkie szanse… 

Lekarze byli bezradni . Morfina nawet nie pomagała….

Siedziałam w szpitalu całymi dniami , wracałam ostatnim autobusem, szykowałam  jeszcze „panu” obiad na następny dzień , włączałam pralkę albo prasowałam… Kładłam się do łóżka i zanim przyłożyłam głowę do poduszki – zasypiałam… Wstawałam rano do pracy , a potem biegłam do szpitala. I tak codziennie , a leżała w szpitalu  prawie  do końca marca.



I wtedy Młoda wróciła do domu. Z jednej strony radość, z drugiej stan wymagający ciągłej opieki.

Gdyby nie pomoc mojej siostry nie wiem jak by było….

A było ciężko…..

Na zmianę z moją siostrą i z Miśkiem opiekowaliśmy się Młodą .

Spałam u niej , a do swojego domu tylko czasem zaglądałam jak Misiek zostawał u Młodej i mnie zmieniał . Tylko siostra z siostrzenicami zaglądały kiedy ja i Misiek pracowaliśmy.

Wszystko inne miałam  gdzieś. Czasami nawet nie odbierałam telefonu od Strusia…





Do tego  ta jego postawa…

Podziwiam siebie , że to wytrwałam i podziwiam jego za to jak potrafił    m n i e   wpędzać w poczucie winy za swoje wyczyny !

Już w kwietniu byłam gotowa  na rozstanie , podjęłam jakąś próbę , a  jednak nie wyszło....Chciałam rozstać się tak normalnie , jak dorośli i normalni ludzie.  I tak to już nie miało racji bytu , ale  dzisiaj widzę , że coś go powstrzymywało . Myślę   , że  był to tylko brak  miejsca do zamieszkania , bo jego siostra  akurat przyleciała do Polski i korzystała ze swojego mieszkania, a potem jeszcze jej córka , bo długo wtedy była w akurat w Polsce - no i lokum zajęte ! Nie miałam ani głowy do tego , ani siły na dyskusje z nim , żeby to jakoś zakończyć. Żeby kogoś wyrzucić to trzeba mu przysłowiowo i realnie spakować walizki. Tylko  kiedy  miałam to zrobić?

Dzisiaj żal mi samej siebie . Byłam jak zranione zwierzę w potrzasku. Już nie widziałam szans posklejania  tego pożal się związku , ani  nie widziałam szybkiej możliwości jakiegoś normalnego zakończenia. Nie potrafiłam nawet się skupić , żeby coś wymyślić.



Wtedy już liczyła się tylko Młoda , a moje życie było jakimś transem , a ja robotem….

To trudne kawałki do czytania…. 

Sytuacja z Młodą była jednak priorytetem…. Ten rok bardzo „bolał w czytaniu”….

Pomimo ciężkiego stanu  była dzielna . Najpierw zaczęła znowu siadać , potem  wstawała i zaczęła chodzić z pomocą balkoniku, aż powoli  zaczęła sama chodzić , oczywiście tylko w domu. Śmiałyśmy się , że chodzi „ jak kaczuszka”  , ale znowu chodziła ! , choć każdy krok sprawiał ogromny ból.

Nikt nie chciał się podjąć operacji w takim stanie …. Niby miałyśmy zamówioną wizytę  i kolejkę na wrzesień… 

Tak chciała żyć dopóki miała nadzieję!  Potem , gdzieś od maja  traciła już wiarę , że będzie lepiej. Myślę , że się domyślała, że to już nie realne.. , że jej operacji nie da się wykonać. Nie u niej…. Nie w takim stanie.

No i w czerwcu  kolejny pobyt w szpitalu. To było gorące i ciężkie lato. Brak miejsc. Inny szpital. No trudno . Ciężki stan , z poprzedniej hiperglikemii tym razem hipoglikemia…żółtaczka , leki uszkodziły wątrobę … Pierwszego dnia nakrzyczałam na lekarza  i personel.    Okazało się , że to ordynator…..  Wysłuchał, zrozumiał skąd moje nerwy  i jakie mam uwagi do sposobu opieki – specyficznego dla osoby w takim stanie. Wydał stosowne rozporządzenie i zapis  wymagań  w karcie pacjenta.  

Choć „uboższy” szpital  to  lekarze i personel  przynajmniej okazali się  bardziej przyjaźni . Wkrótce nikt nie miał do mnie żalu o to ,  co walczyłam tego pierwszego dnia .

To ten lekarz szedł na każde ustępstwa , żeby jej nie męczyć , to on stanął na wysokości zadania. To właśnie  ten lekarz któregoś dnia powiedział mi „Proszę Pani , ona już  takiego kolejnego  razu nie przetrzyma”.

Niby wiedziałam , niby już mi mówiono coś podobnego . Ale nie Młoda ! nie teraz! 

Takie myślenie matki nie dopuszczało takich myśli.



Młoda w lipcu wróciła do domu.  Miałam  dwa tygodnie urlopu , spędziłam go w dużej mierze z nią.

„Mamusiu kocham Cię” padło przez ten rok  tyle razy…. „Mamuniu misiuniu” – mówiła do mnie….

Przestałam pisać.

Wpis na blogu dopiero  z początku września.

Dwa krótkie zdania… Patrzyłam na nie i nie potrafiłam usunąć , łzy same płynęły…. Dlatego go tu wklejam…



Moja córeczka..... 

30.08.2015 o godz. 21.30     odeszła na zawsze.... 







Dopiero  dwa dni przed Świętem zmarłych powiadomiłam jej ojca.

I nie była to spokojna rozmowa. Wystarczy przytoczyć jedno zdanie kiedy miał do mnie pretensje , że go nie powiadomiłam – „A gdzie byłeś przez 32 lata JEJ  ŻYCIA ???!”



Jeszcze w tym samym roku , 20 grudnia zmarł .

Jej ojciec, a mój były mąż.

wtorek, 13 lutego 2018

8. Podsumowanie - część szósta - 2014 rok


2014 rok  rozpoczął się w miarę zwyczajnie , ale wkrótce zaskoczył pewnym spotkaniem po latach. Jakby dał mi  sekundę radości w tej otchłani zła…. Dał mi na chwilę siłę. Choć tylko na chwilę…

Ale spotkanie to uświadomiło mi wiele rzeczy.  Mogłam spojrzeć na wszystko innymi oczami i przejrzeć się w innych oczach... Wyjaśniło się kilka spraw , kilka niejasności . Nawet po wielu latach dobrze jest poczuć się jakby lżej . Usłyszałam magiczne słowo „przepraszam” od kogoś,  kto tego słowa nie ma w swoim zasobie słownictwa,  nie zna i nie używa : )))) No taki mały cud .

Dzisiaj właśnie od tego czasu  minęły cztery lata , i choć R. jest daleko to nadal  mamy kontakt , wprawdzie z wielu powodów tylko kurtuazyjny, ale mamy.  

Tamto spotkanie dało mi siłę , ale i wiarę w siebie .

Kolejne tego roku  pobyty Młodej w szpitalu….
Już wtedy między nami było dobrze , jak córki z matką i matki z córką . Nareszcie była moją ukochaną córką. Śmiałyśmy się z naszej „trudnej miłości”.  
Leki dawały jakąś poprawę i nadzieję….  Przy niej  Misiek dzielnie trwał , dbał o nią i już wiedziałam , że chyba kochał…. : )

I kiedy wydawało się , że można jakoś tak żyć , że daję radę , że przecież jeszcze będzie dobrze ,  ni stąd - ni zowąd  lipcu  wybuchła „bomba” …

Ot tak zwyczajnie…..

Tak z sekundy na sekundę…..

Chuda , czyli kobieta , która ciągle mieszała w moim związku sama, nie proszona , odszukała mój numer telefonu w mojej pracy ,  zadzwoniła i przyznała się do płomiennego i długotrwałego romansu z  człowiekiem , który mieszkał ze mną od  wielu lat…

Przepraszała !!!

Można sobie wyobrazić jak w czasie pracy człowiek się dowiaduje , że świat zupełnie prywatny mu runął !
Świat runął , runęło wszystko…. Tak pierdzielnęło , że hej !
Wtedy pierwszy raz kazałam mu  się wynosić…. W ogóle pierwszy raz komukolwiek…
Nie wiedziałam co robić i jak się zachować.
Szalałam z rozpaczy i bólu… Do dzisiaj pamiętam jak szlochałam
Jakoś wyszło , że jednak został. Chyba z obawy przed jej mężem , który go poszukiwał . Dzisiaj mocno żałuję że nie podałam mu adresu pracy Strusia  : )

 Młoda była wtedy moim wsparciem… Wiedziała , że coś jest nie tak , domyślała się pewnie , ale mówiłam , że to taki kryzys… Nie chciałam jej martwić. Potrafiła wziąć taksówkę i przyjechać tam gdzie akurat  byłam żeby  mnie pocieszyć .

Żyłam jak w jakimś amoku , nie potrafiłam tego ogarnąć !!

Chciałam jeszcze spróbować, ratować… Nie chciałam jednak dalej żyć tak jak dotychczas ! Chciałam dać mu szansę   Tak wiele się działo…. Ta Ona , jej mąż , telefony rozmowy …. Jeden koszmar , szaleństwo….We wrześniu mąż ją wyrzucił z domu… Była w końcu wolna , to spokojnie się wzięła za Strusia…Wiedziałam , że to był jej chytry plan . Wiedziałam jak to się skończy. Powiedziałam mu to , ale nie chciał słuchać.



To był dłuuugi rok. Rok wielu okrutnych  dni, wielu kłamstw…
Wiele wspomnień z tego czasu nigdy się nie wymaże….
Dopiero dzisiaj wiem , jak byłam zmanipulowana przez nich.
Byłam w tym jak w błocie , jak w oku cyklonu.. dopóki nie były ważniejsze inne sprawy… wtedy byłam jakby obok tego bajzlu , bo  już byłam zajęta Młodą, jej chorobą , która coraz bardziej dawała się we znaki. Było mi wszystko jedno , co się stanie dalej
Nie mogłam  tylko zrozumieć dlaczego przecież oboje wiedząc , jaka jest sytuacja ,tak okrutnie to wykorzystali…. ?

We Wigilię  nawet  nie potrafiłam przełamać się z nim opłatkiem i złożyć życzenia…
Nie było we mnie już nic . Była pustka.
Do tego Młoda w Święta źle się poczuła...... 


niedziela, 11 lutego 2018

7. Podsumowanie - część piąta -2013 rok


2013 rok od początku zastanawiałam się ile jeszcze wytrwam , opowieści o Chudej  już mnie zwyczajnie dobijały. Czara goryczy właśnie się przelała. Każdy miesiąc był walką z wiatrakami. Już wtedy wiedziałam , że zmierzamy do końca ale pięknego zakończenia nie będzie.

Skończył się czas kiedy jeszcze go tłumaczyłam sama przed sobą , bo jeszcze coś tam się tliło we mnie . O nie ! Zaczęłam się zwyczajnie bronić , w słowach i w uczynkach .  Przestałam patrzeć na niego przez różowe okulary.

Do tego nastał czas niepewny w pracy. Nie otrzymałam od niego żadnego wsparcia… Dostawała je ona… Bo cóż ja mogłam mieć za kłopoty ?  To ona potrzebowała rozmowy…bo mąż niedobry ! To ona potrzebowała wsparcia… bo rączka boli ! To ona potrzebowała wsparcia bo straciła pracę ! Można by tak długo wymieniać powody

Był to rok wielu odkrytych sms-ów… Rok kiedy pojechał „na szkolenie” . Tyle że to było kłamstwo… Pojechali razem . Gdzieś…Oczywiście odkryłam to dużo później.

Poza tym to rok , a właściwie jego końcówka …kiedy to Młoda zaczęła być już w poważnym stanie choroby . To w końcu odkryta i konkretnie postawiona diagnoza. Fatalna….ale jakoś rozum nie dopuszczał jej do serca . Wierzyłam , że jeszcze może być dobrze. Wylądowała w Klinice Wojskowej w Łodzi. Program leczenia , indywidualnie dobrane leki…. Nareszcie jakiś plan działania i leczenia.  20% pracy serca jednak nie brzmiało dobrze…. Wszystkie inne problemy zbledły. Nic już nie miało żadnego znaczenia.

Tym bardziej on i jego dzidzia….

czwartek, 8 lutego 2018

6. Podsumowanie - część czwarta 2012 rok


2012 rok to czas kiedy w tym związku trwałam jakby wbrew wszystkiemu co mówiło to koniec…. Uciekałam w siebie i swoje zajęcia,  a słowo „czekam” było w moim życiu aż do obrzydzenia. Czekałam,  aż wróci  z każdej kolejnej randki , kawki, i czego tam jeszcze ,  choć głupie tłumaczenia zawsze były , a jakże….

A to „jadę pojeździć na rowerze” – i zajmowało mu to całe popołudnie do głębokiego wieczora….

Albo „byłem  w sklepie”  i ten oto , który namiętnie kocha zakupy wracał do domu ….kompletnie bez niczego !

Czekałam tak często , że wkrótce stało się to normą.

Na dobre zamknęłam się w sobie , zajęłam więcej swoim własnym życiem , odgrzebałam swoje hobby .

Żyłam  też życiem Młodej , a ona powoli stawała się lepsza , mądrzejsza , choć coraz bardziej słaba. Ciągle była chora , ciągle coś się  przyplątywało.  Wtedy jeszcze nie miałyśmy pojęcia co się dzieje , Młoda ciągle chodziła do lekarzy i ciągle nie było efektu. Jej życie pomijając chorobę , na tyle się zmieniło , że miałam nadzieję , że wszystko przetrwamy ,damy radę , będzie dobrze… , że w końcu może chociaż ona będzie szczęśliwa.

Później już nawet wolałam być sama w domu ze sobą niż z nim.  Przez głowę przewijały mi się wytwory wyobraźni , które naiwnie odganiałam , a one jakże się okazały prorocze…



Zorganizowałam Święta Bożego Narodzenia dla nas , mojej Mamy i Młodej , dla jego rodziny… Jego „popis” w święta przed jego i moją rodziną  był tylko dopełnieniem tego roku….  

Struś właściwie już był u mnie „skreślony”. Pamiętam tą „konsternację” rodziny… Myślę , że wtedy sobie co nieco niektórzy mogli pomyśleć , jak to wygląda naprawdę , choć pozory były przecież inne. Młoda  później powiedziała mi jaki miała do niego żal  o to zachowanie. Byłam jej wdzięczna za wsparcie…. Zawsze była kiedy jej potrzebowałam.


piątek, 2 lutego 2018

5. Życie jest jak bańka mydlana..

Życie jest tak nieprzewidywalne , zaskakuje szybkimi zwrotami akcji , scenariuszami jakimi sami nigdy byśmy nie wymyślili... Raz lepszymi raz gorszymi.....
Kiedy otrzymałam telefon z tą informacją zrobiło  mi  się bardzo  smutno...

Dzisiaj pożegnaliśmy kolegę ,z którym kiedyś pracowaliśmy .
Mój rocznik.... W niedzielę miałby swoje kolejne urodziny.
Dusza człowiek ,ciepły , uczynny , miły... No fajny....
Życie trochę go pokonało jednak na własne życzenie. Ale ludzie są tylko ludźmi.
Kiedy odszedł z pracy już był poważnie chory .
Kiedy moja Młoda była któregoś razu w szpitalu spotkałam go tam  , również jako pacjenta.... Paskudne choróbsko zwyciężyło.
Między innymi była i ta cholerna cukrzyca...
Troje dzieci wkraczających w dorosłość. Szkoda....


Przy tej smutnej okazji spotkałam kilka osób , które też odeszły przez te lata  z korpo , z różnych przyczyn , oraz  kolegę , który jeszcze ze mną pracuje ale jest w budynku oddalonym o 6km. Moje korpo jest  bardzo duże :) To mój "osobisty kolega"  :) od lat, ale o nim może  kiedyś...  :) Zawsze mówiłam , że my to razem w tym korpo zostaniemy i "pozamiatamy"  . I właściwie tak wyszło :)   Po wszystkim powspominaliśmy , wymieniliśmy mnóstwo informacji co gdzie u kogo , kto został dziadkiem , babcią , komu wnuczę się zaraz urodzi , co kto robi i jak teraz  żyje .
Na pytania czy to prawda , że Strusia pogoniłam też grzecznie odpowiadałam . W skrócie i bez emocji. Dałam radę :)   Miło było ich wszystkich znowu  spotkać , choć szkoda , że w takich okolicznościach . To tylko część niegdysiejszej ekipy.

Tak to już jest...   Teraz to tylko jakiś chrzciny , wesela albo pogrzeby.....