2014 rok rozpoczął
się w miarę zwyczajnie , ale wkrótce zaskoczył pewnym spotkaniem po latach.
Jakby dał mi sekundę radości w tej
otchłani zła…. Dał mi na chwilę siłę. Choć tylko na chwilę…
Ale spotkanie to uświadomiło mi wiele rzeczy. Mogłam spojrzeć na wszystko innymi oczami i
przejrzeć się w innych oczach... Wyjaśniło się kilka spraw , kilka niejasności
. Nawet po wielu latach dobrze jest poczuć się jakby lżej . Usłyszałam magiczne
słowo „przepraszam” od kogoś, kto tego
słowa nie ma w swoim zasobie słownictwa,
nie zna i nie używa : )))) No taki mały cud .
Dzisiaj właśnie od tego czasu minęły cztery lata , i choć R. jest daleko to
nadal mamy kontakt , wprawdzie z wielu
powodów tylko kurtuazyjny, ale mamy.
Tamto spotkanie dało mi siłę , ale i wiarę w siebie .
Kolejne tego roku pobyty
Młodej w szpitalu….
Już wtedy między nami było dobrze , jak córki z matką i
matki z córką . Nareszcie była moją ukochaną córką. Śmiałyśmy się z naszej
„trudnej miłości”. Leki dawały jakąś poprawę i nadzieję…. Przy niej Misiek dzielnie trwał , dbał o nią i już wiedziałam , że chyba kochał…. : )
I kiedy wydawało się , że można jakoś tak żyć , że daję radę
, że przecież jeszcze będzie dobrze , ni
stąd - ni zowąd lipcu wybuchła „bomba” …
Ot tak zwyczajnie…..
Tak z sekundy na sekundę…..
Chuda , czyli kobieta , która ciągle mieszała w moim związku
sama, nie proszona , odszukała mój numer telefonu w mojej pracy , zadzwoniła i przyznała się do płomiennego i
długotrwałego romansu z człowiekiem ,
który mieszkał ze mną od wielu lat…
Przepraszała !!!
Można sobie wyobrazić jak w czasie pracy człowiek się
dowiaduje , że świat zupełnie prywatny mu runął !
Świat runął , runęło wszystko…. Tak pierdzielnęło , że hej !
Wtedy pierwszy raz kazałam mu się wynosić…. W ogóle pierwszy raz komukolwiek…
Nie wiedziałam co robić i jak się zachować.
Szalałam z rozpaczy i bólu… Do dzisiaj pamiętam jak szlochałam
Jakoś wyszło , że jednak został. Chyba z obawy przed jej mężem , który go poszukiwał . Dzisiaj mocno żałuję że nie podałam mu adresu pracy Strusia : )
Młoda była wtedy moim wsparciem… Wiedziała , że coś jest nie
tak , domyślała się pewnie , ale mówiłam , że to taki kryzys… Nie chciałam jej
martwić. Potrafiła wziąć taksówkę i przyjechać tam gdzie akurat byłam żeby
mnie pocieszyć .
Żyłam jak w jakimś amoku , nie potrafiłam tego ogarnąć !!
Chciałam jeszcze spróbować, ratować… Nie chciałam jednak
dalej żyć tak jak dotychczas ! Chciałam dać mu szansę Tak wiele się działo…. Ta Ona , jej mąż ,
telefony rozmowy …. Jeden koszmar , szaleństwo….We wrześniu mąż ją wyrzucił z
domu… Była w końcu wolna , to spokojnie się wzięła za Strusia…Wiedziałam , że
to był jej chytry plan . Wiedziałam jak to się skończy. Powiedziałam mu to ,
ale nie chciał słuchać.
To był dłuuugi rok. Rok wielu okrutnych dni, wielu kłamstw…
Wiele wspomnień z tego czasu nigdy się nie wymaże….Dopiero dzisiaj wiem , jak byłam zmanipulowana przez nich.
Byłam w tym jak w błocie , jak w oku cyklonu.. dopóki nie były ważniejsze inne sprawy… wtedy byłam jakby obok tego bajzlu , bo już byłam zajęta Młodą, jej chorobą , która coraz bardziej dawała się we znaki. Było mi wszystko jedno , co się stanie dalej
Nie mogłam tylko zrozumieć dlaczego przecież oboje wiedząc , jaka jest sytuacja ,tak okrutnie to wykorzystali…. ?
We Wigilię nawet nie potrafiłam przełamać się z nim opłatkiem i
złożyć życzenia…
Nie było we mnie już nic . Była pustka.
Do tego Młoda w Święta źle się poczuła......
Coraz boleśniej, trudniej i ciężej, nawet tylko to czytać. Aż strach mnie ogarnia na myśl, co przeczytam w kolejnym podsumowaniu.
OdpowiedzUsuńFifi
Ale już zbliżam się do końca.
UsuńCiekawe cirkawe czytam i wnioskuję ze tego zwiazku nigdy nie bylo. Słuchałas jak opowiadał o spotkaniach z nią a mimo to dalej z nim bylas .......
OdpowiedzUsuńWięc pisanie ze po jej telefonie zwiazek i świat runąl to przesada. Jak moglo runac coś czego nie bylo