Po tym , kiedy napisałam w niedzielę swojego posta , o tym jak jestem wściekła w poniedziałek rano spotkałam swoją szefową . Kiedy jechałyśmy windą nie można było ominąć tematu nr 1 naszych czasów. Nie omieszkałam powiedzieć jej głośno swojego zdania - ja jeżdżę środkami komunikacji miejskiej , z przesiadką . Ograniczyłam już swoje narażanie się i połowę drogi idę na nogach , drugiej połowy - tramwaju , już nie bardzo mogę , bo musiałabym iść godzinę do pracy. Dwie koleżanki z pokoju też korzystają z tramwaju.... Jedna z nich też później poszła do Szefowej na rozmowę.
Chyba trochę się przebudziła, koło południa była już decyzja , że kto chce może iść na zdalną pracę.
Pozostała organizacja. Tu już samodzielna decyzja. Czekać na zakupionego przez firmę laptopa , uruchomienie go i przystosowanie przez informatyka ? Czas...czas goni... Może zabrać sprzęt z biurka ? czym przewieźć , czy zadziała ?
Z moją koleżanką/sąsiadką postanowiłyśmy przełożyć sprawę na wtorek , żeby dobrze się przygotować, We wtorek moje siostrzenice po swojej pracy przyjechały po nas ,zapakowały nasz sprzęt z biurek .Dziewczyny pomogły mi wszystko wnieść. Zabrałyśmy swój pracowniczy sprzęt. W moim przypadku z powodu specyficznego stanowiska laptop nigdy nie wchodził w grę , a brak drukarki i skanera to niewyobrażalna sprawa .
Całe popołudnie montowałam stanowisko pracy w sypialni - na szczęście mam biurko . Potem na telefon z informatykiem było uruchomienie . Milion problemów . Komputer stacjonarny , ale mam router . Na wi-fi nie pójdzie... Jak to podłączyć ??? Do dostawcy netu , znowu do informatyka. Reeety….
Po wielu trudach - zadziałało . Teraz mam wi-fi na swoim laptopie i stacjonarny komp.
Rano niestety była niespodzianka - nic nie działa ! o co chodzi ?
Spokojnie coś w firmie na serwerze . Po kilku godzinach wszystko poooszło ! Programy firmowe działają !
Pracuję pełne 8 godzin , a nawet więcej , dokładnie tak samo jak w firmie , kompletnie nic się dla mnie nie zmieniło , może tyle , że używam prywatnej komórki - tak podpisałyśmy .Mam nie limitowane połączenia na szczęście .
ALE JESTEM W DOMU !
Wyszłam dokładnie dwa razy.
W środę na cmentarz bo były Mamy imieniny . I dzisiaj rano o godz. 6-tej - również na cmentarz oraz do sklepiku po ostatnie zakupy. Teraz tylko takie wyjścia mi zostały , zresztą na cmentarzu nie ma w ogóle ludzi …. tych żywych oczywiście !
Cmentarz mam 100m od domu, kawałek nawet widzę z okien , i to mnie cieszy . To miejsce dla mnie nadzwyczaj szczególne jak wiecie i za żadne skarby świata nie wyprowadziłabym się teraz nigdzie.
Teraz świat jest inny … będzie inny... już nie będzie tak samo.... zawsze już będzie obawa ?
Chyba nikt z nas się tego nie spodziewał. Staram się jakoś narzucić sobie rytuały dnia , wstaję i szykuję się jak do pracy , nawet się maluję , szykuję śniadanie , kawę - tak jak w pracy. Potem obiad i jakieś domowe zajęcia - codziennie planuję , że coś zrobię . Trochę narobiłam w oglądaniu nagranych filmów.... Jak tu nie zwariować teraz ?
A jak Wy sobie radzicie psychicznie ?